20 czerwca 2007

Czy łączyć szpitale?

Media o nas

Minister straszy siecią szpitali. Mówi, że najsłabsze lecznice wypadną z rynku medycznego.

Ratunkiem może być łączenie placówek szpitalnych. Może, ale nie musi.

Samorządy, właściciele szpitali nie chcą się ich pozbywać. Chcą, by mieszkańcy nadal mieli blisko do fachowej opieki medycznej, a pracownicy placówek nie stracili etatów. Co jednak zrobić, gdy w jednym powiecie są dwa szpitale, lub jeden, ale za to zadłużony?

Ratowanie fuzją. W naszym regionie do niedawna stawiano na prywatyzowanie. Teraz coraz popularniejsze jest fuzja dwóch placówek. Niedawno, jako pierwsze w kraju, połączyły się placówki w Grudziądzu i Brodnicy. Inni chcą skorzystać z tej drogi. Pracownicy jednak boją się takich rozwiązań. – Tam, gdzie będzie dyrekcja, będą mieli lepiej – mówi pielęgniarka ze szpitala wojewódzkiego w Toruniu. – Zawsze przecież przy korycie jest więcej do rozdania.

– Dawno zrezygnowano z molochów – twierdzi lekarz ze Szpitala Uniwersyteckiego z Bydgoszczy. – Mniejszą placówką łatwiej zarządzać. Nie widzę sensu w jakichś fuzjach. Trzeba po prostu znaleźć fachowców od zarządzania, a nie sadzać na fotelach dyrektorów poprawnych politycznie.

Coraz częściej mówi i się o połączeniu Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu z Kujawsko-Pomorskim Centrum Dziecka i Matki, a w Bydgoszczy o fuzji szpitala wojewódzkiego i uniwersyteckiego. Wszystkie one toną w długach. Na sprywatyzowanie nie stać samorządu województwa, przynajmniej na razie. Musiałby bowiem przejąć i spłacić zobowiązania tych lecznic. Potem powołać spółki ze swoim udziałem, ale z wyzerowanym kątem. Połączenie daje większe możliwości. Plusy? Okrojona administracja, jeden zarząd – czyli oszczędności. Minusy? Niektórzy mogą stracić pracę, szczególnie pracownicy personelu pomocniczego.

Połączenie kontrolowane
25 czerwca wicemarszałek województwa Edward Hartwig ogłosi plan naprawy sytuacji w wojewódzkiej służbie zdrowia. Wtedy okaże się, czy zaproponuje połączenia. Na razie nie chce na ten temat za dużo mówić.
– Nie wykluczam takiej opcji – mówi. – Na razie jednak trwa jeszcze opracowywanie planu naprawczego. Diagnozujemy sytuację.
Przyznaje jednak, że alians bydgoskiego szpitala wojewódzkiego i uniwersyteckiego jest możliwy.

Natomiast o połączeniu toruńskich szpitali wojewódzkiego i dziecięcego mówiło się dużo jeszcze kilka miesięcy temu. Fuzji potrzebuje przede wszystkim szpital dla dzieci. Długi to około 17 milionów złotych, do tego budynek jest niewykorzystany. Za mało pacjentów, za duża kubatura. Takich kłopotów toruński wojewódzki nie ma. Ale… Przeciwnicy tej fuzji są zdania, że im większy zakład tym większe kłopoty z zarządzaniem. – Kilkanaście lat istniał Wojewódzki Szpital Zespolony i w jego strukturze też było kilka placówek. To okazało się niewypałem, trudnym do sterowania okrętem, więc zakłady się usamodzielniły. Po co wracać do rozwiązań, które się nie sprawdziły? – pytają.
Pracownicy lecznicy też podchodzą z rezerwą do połączenia. Boją się zwolnień.

Dwa grzyby w barszczu

Prywatyzacja i łączenie szpitali to dla niektórych samorządów prawdziwe pole minowe, po którym trzeba bardzo ostrożnie stąpać. Jeśli nie – będzie wybuch.
Powiat nakielski ma dwie lecznice w Nakle i Szubinie. Obie są solidnie zadłużone. W zeszłym roku postanowiono – trzeba prywatyzować. Radni zaczęli od Szubina.
W naszym regionie od lat tworzy się z publicznych szpitali spółki, w których udziały mają władze samorządowe, prywatyzację traktując jako remedium na długi. Udało się to w Chełmży, Świeciu, Więcborku, dlaczego by nie w Szubinie? Powstała więc spółka, a powiat spłacał zadłużenie szpitala. Do zarządzania wzięto osoby, które miały odpowiednie kwalifikacje. Jednak ta prywatyzacja była wielkim fiaskiem. Zarządzający zamiast wyciągnąć szpital z dołka, zadłużyli go jeszcze bardziej. Powiat został z kolejnym długiem i problemem: co dalej? Rozwiązanie pojawiło się samo w gabinecie starosty nakielskiego. Przedstawiciele dwóch firm chcieli kupić szubiński szpital. Na jaką działalność, nie wiadomo. Tajemnica handlowa. Proponowali po 6 milionów złotych. – Propozycję odrzuciłem – mówi Andrzej Kinderman, starosta nakielski. – Tam będzie szpital.

Starosta wierzy, że mimo zapowiedzi Ministerstwa Zdrowia o stworzeniu sieci szpitali, utrzyma dwie placówki w powiecie. Połączenie ich jest zdaniem władz powiatu jedynym sposobem na problemy. – Dług szpitala w Nakle rośnie o sześć tysięcy dziennie. Prognozujemy, że w 2007 roku będzie wynosił przeszło siedem milionów złotych. Musimy go sprywatyzować i połączyć z szubińską placówką – mówi Kinderman.

Skutki fuzji mogą być jednak dość przykre dla pracowników. W jednym powiecie nie powinny się dublować oddziały szpitalne. Narodowy Fundusz Zdrowia zapowiada, że w przyszłym roku będzie kontraktować usługi medyczne na liczbę mieszkańców w powiecie. Oznacza to, że oddziały musiałby się dzielić pieniędzmi na leczenie pacjentów.

Wspólny dyrektor
Pierwszego w kraju połączenia szpitali dokonały władze Grudziądza i Brodnicy. Mniejszy szpital połączono z dużą wielospecjalistyczną lecznicą Brodnicki miał 20 milionów długu. Dochodów zaledwie 10. Nie mógł sam wyzwolić się ze zobowiązań. Sytuacja była tragiczna. Pracownicy od miesięcy nie dostawali pensji, o ustawowych podwyżkach nie było mowy. Pacjenci nie chcieli się tam leczyć, jeździli do okolicznych lecznic.

Właścicieli szpitala, czyli starostwa brodnickiego nie było stać na ratowanie zakładu, wierzyciele bez skrupułów ściągali swoje pieniądze. 3883 sprawy komornicze czekały na rozwiązanie. Nie było wyjścia. Połączenie z dużym, silnym szpitalem dawało szanse na uratowanie placówki.

Były też tarcia, pracownicy bali się, że stracą pracę. I rzeczywiście. Przed fuzją w Brodnicy pracowało 581 osób. Teraz jest ich 518. W pierwszym roku łączenia placówek zwolniono 47 osób spośród pracowników administracji i 21 etatowych ze służb pomocniczych i technicznych. Dyrektor Marek Nowak zapewnia, że zwolniono głównie osoby, które przeszły na emerytury lub korzystają ze świadczeń pomostowych. Część znalazła pracę w innych zakładach. W szpitalu w Grudziądzu nie zwalniano, za to pracownikom dołożono obowiązków.

Starostwo w Brodnicy wzięło 7,2 mln złotych kredytu na spłatę zobowiązań, resztę długu spłaca połączony już grudziądzko-brodnicki szpital. Uregulowano już zadłużenie wobec pracowników – przeszło pięć milionów i dług w ZUS – prawie 4,5 miliona złotych. Lecznica skorzystała też z pożyczek restuktyryzacyjnych. Będzie miała pieniądze między innymi na dostosowanie obu placówek do norm Unii Europejskiej. Przed połączeniem z Grudziądzem, szpital w Brodnicy nie miał szans na uzyskanie jakiejkolwiek pożyczki. Grudziądzki był natomiast wiarygodny, gdyż jego dług to zaledwie ułamek procent budżetu.

Teraz, po roku sytuacja wygląda zupełnie inaczej. – Nie ma co się bać fuzji – mówi Marek Nowak, dyrektor połączonych szpitali. – Widzę same plusy. Obniżenie kosztów administracji, mobilność kadry, lepsza pozycja na rynku usług medycznych – jesteśmy więksi, więc silniejsi. To tylko niektóre z nich. Postąpiliśmy zgodnie z zasadami. Przecież dobre firmy łączą się, nie dzielą, banki robią fuzje więc dlaczego my nie mielibyśmy?

– Baliśmy się zwolnień – mówi pielęgniarka z Grudziądza, – a okazało się, że tylko administracja ucierpiała. Nie jest źle.
Żaden z oddziałów nie został zlikwidowany, powstaną za to nowe. Brodnica będzie bogatsza w rehabilitację i oddział intensywnej opieki medycznej.tekst Maja Erdmann
Gazeta Pomorska z 20 czerwca 2007 r.

Realizujemy narodowy program

pakietu onkologicznego
Dowiedz się więcej

Szukasz informacji dotyczących hospitalizacji?

Sprawdź STREFĘ PACJENTA
Dowiedz się więcej

Śledź nas na Facebooku i Instagramie.

Jesteśmy zawsze blisko Ciebie

ul. Rydygiera 15/17, 86-300 Grudziądz

Zapraszamy do kontaktu
kancelaria@bieganski.org

Formularz kontaktowy